NOWE OPONY
"Hallo? Czy
połączyłem się z warsztatem samochodowym?" - głos w
słuchawce jakiś taki niepewny,, jakby niezdecydowany.
" Tak. W czym
problem?" - mechanik rzeczowo podchodzi do wszelkich telefonów,
Rozmowa ma być krótka i konkretna.
"Bo mój
samochód nie chce palić. Jak stanąłem i wyłączyłem silnik, to
już mi nie odpalił" -szybko informował kierowca, starając
się dostosować do rzeczowości mechanika.
"Rozumiem, ale
ja panu na odległość, telefonicznie, nie pomogę. Gdzie panu ten
samochód stanął?" - mechanik chciałby jak najszybciej
zakończyć rozmowę, bo trzeba pracować.
"No tu, w
Supsku. Przyjechałem z Warszawy i nie mogę wrócić." - w
słowach słychać było desperację.
"No, dobrze.
Musi mi go pan przyholować do warsztatu. Obejrzymy, sprawdzimy i
postawimy diagnozę. Ma pan kogoś, kto panu przyciągnie pojazd?"-
mechanik się spieszył.
"Tak. Szwagier
mi go podciągnie. To kiedy mogę się u pana zjawić?" - w
głosie rozmówcy można było usłyszeć wyraźną ulgę.
"Najlepiej we
wtorek z samego rana. W warsztacie jestem od siódmej. A co to za
samochód?" - mechanik zbierał już najpotrzebniejsze
informacje. Będzie miał kilka dni na zastanowienie się nad
przypuszczalną awarią.
"To opel z 2005
roku. Ale ma nowe opony" – skwapliwie poinformował właściciel
unieruchomionego pojazdu.
" To jesteśmy
umówieni" – rozmowa została przerwana. Zanotował w notesie
termin i markę samochodu oraz defekt według informacji klienta.
Minęło pięć dni.
Mechanik przygotował miejsce na warsztatowym parkingu i czekał na
pojazd, żeby zdiagnozować, określić potrzebne części i w razie
czego zamówić. W tym czasie z impetem wjechała na parking
piekarnia. Ponoć zgubiły się biegi. Ponadto cztery pojazdy czekały
na wolne miejsce na podnośniku. Dwa na podjeździe na części,
które miały lada moment być dostarczone przez kuriera. Mechanicy
uwijali się, bo terminy..., bo obiecali..., bo każdemu zależy na
jak najszybszej naprawie. Opróżnić parking, bo w kolejce są
następne pojazdy umówione na termin.
Około południa
przed bramą zatrzymał się samochód holujący opla. Do warsztatu
wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
"To ja
dzwoniłem w środę do pana". - Gabaryty faceta nie pasowały
do niepewności w głosie.
"Acha! Opel
2005?" - upewnił się mechanik. I nie czekając na
potwierdzenie- "No to chodźmy. Zajrzymy, co tam się stało."
Przy samochodzie,
owym oplu, stał drugi, pewnie kierowca holujący.
"Tylko dlaczego
nie wjechał na parking, lecz zatrzymał się w bramie? - myślał
mechanik.
"Podnieś pan
maskę silnika." - polecił fachowiec. Właściciel pośpiesznie
wykonał polecenie.
Mechanik pochylił
się nad ...? Właśnie. Zaniemówił na chwilę, bo pod maską była
tylko połowa silnika, i to przykryta jakimś workiem, który
pospiesznie zdjął ten drugi. Nie było wałka rozrządu, pompy,
nie mówiąc o pokrywie silnika. Badającemu odjęło mowę. Patrzył
z niedowierzaniem. Obok stało dwóch facetów. Też bez słowa.
Przez moment cała trójka patrzyła w milczeniu. W końcu mechanik
odezwał się, starając się ukryć irytację:
"Jak on ma
jechać, jeżeli tu nie ma połowy silnika. Gdzie są rozebrane
części" – wykrztusił.
"Trochę jest w
bagażniku" – To ten drugi podpowiadał, bo właściciel stał
bezradny.
Po otworzeniu
bagażnika znalazła się tam pompa, pokrzywione, wyłamane części,
lekko przerdzewiałe, połamane, trudne do identyfikacji elementy.
Ponadto kilka śrubek niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia, i
jeszcze fragmenty czegoś, co też nie dało się zidentyfikować.
"Ale ja mówię
panu, że on jechał. Tylko jak wyłączyłem silnik, to potem nie
mogłem odpalić"
"Mówiłem ci
stary, że ten samochód nadaje się na złom!"
"Ale on jechał!
Założyłem nowe opony." - upierał się właściciel
Mechanik patrzył z
niedowierzaniem na obu. Czy oni sobie z niego kpią? W żadnym
wypadku w takim stanie nie mógł jechać. Nie odzywał się, bo co
można powiedzieć? Części w bagażniku, i to nie wszystkie.
Właściciel upierał
się, że auto jechało. Holujący powtarzał, że auto powinno
trafić na złom, bo i skrzynia biegów zaraz też wypadnie.
"Panie, ja nie
mogę zdiagnozować, bo najpierw musiałbym go złożyć, a już
widzę, że brakuje części. A nawet jeśli go złożę - czego
robić nie będę - to koszt tego przewyższy wartość pojazdu"-
próbował mówić spokojnie. Cały czas podejrzewał jakiś żart.
Ale z niego? To niemożliwe. Nie znają się, nigdy się nie
spotkali. Właściciel nie rozumie, że na połowie silnika nie
pojedzie? Jego pięcioletni syn wie o tym.
" Na złom? Ale
ja założyłem nowe opony" - oponował rozczarowany
właściciel.
Mechanik nie
wypowiadał się. Nie próbował wytłumaczyć. Pożegnał się i
wrócił do warsztatu, zostawiając ich przy aucie. Po godzinie
wyjrzał z warsztatu. Aut nie było. Chwilę postał, zastanawiając
się, czy to był żart? Nowe opony!