piątek, 13 kwietnia 2018

II Demony

     "Demony krążą wokół mnie cały czas. Nauczyłam się jednak ich nie dostrzegać. Udaję, że ich nie widzę" - rozstawiala skrzyneczki i donice na kwiaty. Energicznie rozrywała worki z ziemią i dziecinnym szpadelkiem wsypywała do kolejnych pojemników. Z boku stały dwie kuwety, wypełnione kwitnącymi bratami. W milczeniu dobierała kwiaty i przygotowywała je do posadzenia w pojemnikach. 
     "Myślisz, że nie widziałam sznurków i linek ? Wszędzie były. Czekały tylko, żeby użyć. Poszłam do lekarza. Depresja. Tabletki. Nie wstawałam z łóżka tygodniami. Aż tabletki zaczęły działać. Tak. Mam swoje demony - strach to jeden, zwątpienie to drugi, rozczarowanie to trzeci, bezradność to czwarty". - sadziła bratki do skrzynek, podsypywała ziemią i ugniatała ją." -  A teraz, widzisz, znalazłam zajęcie, które nie pozwala na myślenie. Mam swoje tabletki. Nie zażywam ich już, ale świadomość, że gdzieś tam są, pozwala mi funkcjonować. Tak."- odsunęła się, przyglądając się swojemu dziełu. - "Sprzedaję je trochę na cmentarze i wśród znajomych. To daje mi parę groszy do mojej renty. I żyję." - Wzięła następne pojemniki.
     W mądrych książkach piszą, że trzeba polubić siebie, potem sobie wybaczyć, a ujarzmi się demony. Tylko co to znaczy wybaczyć sobie? Co ta kwiaciarka ma sobie do wybaczenia? Co trzeba zrobić takiego, by potrzebne było wybaczenie I co to znaczy polubić siebie? 
     Wybaczyć, czyli przeboleć niezrealizowane marzenia? Czy może nietrafne decyzje? Gdy się je podejmowało, wydawały się wszak dobre. Dopiero po czasie okazały się pomyłką. Czy więc te decyzje w dobrej wierze, skutkujące po latach, też trzeba sobie wybaczać?
     Całkiem zaplątałam się w tych myślach po tej dziwnej rozmowie. A rozmówczyni sadziła kwiatki, ustawiała na stojakach, podlewała, coś tam jeszcze poprawiała. Taka spokojna, uśmiechnięta. I kto by pomyślał, że ma swoje demony?

Demony

     Drugiego dnia świąt rodzice znajdują swojego syna martwego. Popełnił samobójstwo na samym początku dorosłego życia, gdy wszystko było już dokładnie poukładane: ukończone studia, dobra praca z pierwszymi sukcesami, mieszkanie, w perspektywie małżeństwo. 
     Jakież to demony opadły młodego człowieka, że targnął się na własne życie? Kto lub co wpłynęło na taką decyzję?
     W mądrych książkach  uczeni znawcy ludzkich umysłów piszą, że człowiek z natury jest wojownikiem. Kiedy zabraknie pola  walki i minie uczucie satysfakcji z osiągnięć a nie ma w zanadrzu następnego celu lub cel jest mało satysfakcjonujący może zrodzić się poczucie strachu strachu, że zabraknie dla niego wyzwań, godnych przeciwników, że straci sens własnego bytu. Ogarnie go pustka ruty, monotonność, nijakość codziennego kieratu. Realizacja jednego planu, czyli osiągnięcie stabilizacji, brak następnych wyzwań może postawić przed człowiekiem czarną pustkę.  
     Nie uczy ię teraz w szkołach kreatywnego myślenia, kombinowania, by zrobić coś z niczego. Wszechobecne testy i szablony odpowiedzi nie rozwijają wyobraźni. Do budowy karmnika można kupić gotowe elementy i skleić według instrukcji, do uszycia prostej rękawicy również wystarczy kupić gotowe szablonowe wzory i je sfastrygowć - bez wycinania. A nawet jeśli coś trzeba przyciąć, to są wyraźne znaczenia. I po co myśleć?, Po co się silić na poszukiwania odpowiednich materiałów, gdy można po prostu kupić w markecie. O budce sklejonej, rękawicy sfastrygowanej zapomina się już następnego dnia.
      Trzynastolatek nie wie nawet w przybliżeniu, co chciałby robić w dorosłym życiu. Szkoła średnia, studia,  - bez przemyśleń, bez konkretów- ot, co się trafi. Jak gdyby to nie było zbyt ważne, istotne. Tak jakoś po drodze, przypadkiem, od niechcenia. Bo rodzice, ..., bo dziadkowie, a może sąsiad...? Aż przychodzi demon , może wiele demonów i szepcą: to nie twoje? A może jeszcze co innego?  Nie wiem. Ale demony są. Gdzieś się czają i wychodzą z ukrycia ku rozpaczy innych ale i czasami własnej.