wtorek, 26 marca 2013

W związku z Czesiną refleksją o przeszłości

 Zaprzyjaźniony Franuszek czyścił znowu  komin, ale nim wszedł na dach przysiadł na werandzie, zapalił papierosa.Między jednym zaciągnięciem się a drugim przedstawił mi swoje plany zarobkowe. Miedzy innymi wspomniał o ekshumacji zwłok na cmentarzu.  I przy okazji opowiedział o zniwelowanych cmentarzach niemieckich. Brał udział w tych pracach.
 "Najczęściej z tych grobów wydobywa się tylko czaszki. One są twarde..ho,ho!A ja jeszcze kopał grób, na cmentarzu, po trzydziestu latach, przy czaszce były włosy, takie długachne, bo one rosną po śmierci! I trochę kości, grubszych. Teraz też będę kopał, ale insi będą zbierać kości."
 A nie boisz się?
 "A czego? Ja już tyle czaszek trzymał w rękach i nic. Jak ten niemiecki cmentarz, co w czasie zarazy chowali zmarłych, my niwelowali, to tam było czaszek... ooo! My je wszystkie do jednego dołu wrzucali i zakopali. Tam tera nie ma nawet znaku po tym cmentarzu."
 Franuszek oswojony jest ze śmiercią, zmarłymi. Przez wiele lat kopał groby na cmentarzu. Aż powstały specjalistyczne zakłady i wyeliminowały go z rynku.Uświadomił mi znaczenie historii. Przed nami byli tu inni. Pracowali, budowali, wznosili, kochali. Wiatr historii wymiótł ich i teraz nie ma nawet cmentarza, bo zostały zniwelowane. Ale po tylu latach tak trzeba . a co z tymi ludźmi, z ich bytem? To samo i nam się przytrafi?

czwartek, 21 marca 2013

Nie rozumiem, więc myślę

     Zmarli zbyt szybko od nas odchodzą. Zastanawiam się, ile trzeba czasu, by pozbyć się z serca syna, brata, szwagra? Czy serce i pamięć nie są tożsame? Czy odejście w śmierć oznacza zerwanie uczuć, więzi emocjonalnych?
     Trwają wielkopostne misje. Kolejny dzień poświęcony drogim zmarłym z rodziny. Po mszy procesja na cmentarz. Misjonarz prosi, by uczcić pamięć o zmarłych zniczem. Matka, chyba najbardziej religijna osoba, stawia znicz na grobie męża, teścia, swoich rodziców, ale nie stawia na grobie syna. Brat nie idzie na cmentarz, bo mu zimno w uszy, nie stawia świeczki ani na grobie ojca, ani na grobie brata.A nieobecności, czy też obecności i tak nikt nie zauważy, bo jest zmrok.
W tym środowisku uchodzą za prawdziwie wierzącą, głęboko religijną rodzinę. A teraz myślę, że te religijne deklaracje przycięte są do ludzkich - czytaj sąsiedzkich- opinii. Za słownymi deklaracjami, gestami kryje się pustka, wręcz Ślimakowe przywiązanie do tradycji- tak robił mój ojciec, mój dziad, mój pradziad i było dobrze....
     Wiele lat temu rozmawiałam na temat religii ze znajomą. Powiedziała,że jest niewierząca i dlatego musi być szczególnie uczciwa. Uczciwa, bogobojna i moralnie nieskazitelna, bo nikt jej nie da rozgrzeszenia. Wierzący lekkomyślnie popełnie niecne uczynki, bo wie,że ksiądz go rozgrzeszy. Nie zastanawia się nad swoim postępowaniem, nie myśli. Jeśli po czasie okaże się,że postąpił niewłaściwie, po prostu idzie do konfesjonału i zostaje oczyszczony, usprawiedliwiony. Niewierzący nie ma takiej możliwości, więc musi być uczciwy wobec siebie samego.
     Ta rozmowa zapadła mi głęboko w pamięć. To prawda. Im bardziej religijny, tym mniej godny zaufania. Przekonałam się o tym wielokrotnie.
     Wiara z rozumem to dobra spółka. Jednakże religia, która uwalnia sumienie z odpowiedzialności, chociażby przez pośredników  to już zupełnie inna kwestia, to zwolnienie z przestrzegania zasad moralnych.