wtorek, 23 lipca 2019

Z życia wzięte

NOWE OPONY

"Hallo? Czy połączyłem się z warsztatem samochodowym?" - głos w słuchawce jakiś taki niepewny,, jakby niezdecydowany.
" Tak. W czym problem?" - mechanik rzeczowo podchodzi do wszelkich telefonów, Rozmowa ma być krótka i konkretna.
"Bo mój samochód nie chce palić. Jak stanąłem i wyłączyłem silnik, to już mi nie odpalił" -szybko informował kierowca, starając się dostosować do rzeczowości mechanika.
"Rozumiem, ale ja panu na odległość, telefonicznie, nie pomogę. Gdzie panu ten samochód stanął?" - mechanik chciałby jak najszybciej zakończyć rozmowę, bo trzeba pracować.
"No tu, w Supsku. Przyjechałem z Warszawy i nie mogę wrócić." - w słowach słychać było desperację.
"No, dobrze. Musi mi go pan przyholować do warsztatu. Obejrzymy, sprawdzimy i postawimy diagnozę. Ma pan kogoś, kto panu przyciągnie pojazd?"- mechanik się spieszył.
"Tak. Szwagier mi go podciągnie. To kiedy mogę się u pana zjawić?" - w głosie rozmówcy można było usłyszeć wyraźną ulgę.
"Najlepiej we wtorek z samego rana. W warsztacie jestem od siódmej. A co to za samochód?" - mechanik zbierał już najpotrzebniejsze informacje. Będzie miał kilka dni na zastanowienie się nad przypuszczalną awarią.
"To opel z 2005 roku. Ale ma nowe opony" – skwapliwie poinformował właściciel unieruchomionego pojazdu.
" To jesteśmy umówieni" – rozmowa została przerwana. Zanotował w notesie termin i markę samochodu oraz defekt według informacji klienta.
Minęło pięć dni. Mechanik przygotował miejsce na warsztatowym parkingu i czekał na pojazd, żeby zdiagnozować, określić potrzebne części i w razie czego zamówić. W tym czasie z impetem wjechała na parking piekarnia. Ponoć zgubiły się biegi. Ponadto cztery pojazdy czekały na wolne miejsce na podnośniku. Dwa na podjeździe na części, które miały lada moment być dostarczone przez kuriera. Mechanicy uwijali się, bo terminy..., bo obiecali..., bo każdemu zależy na jak najszybszej naprawie. Opróżnić parking, bo w kolejce są następne pojazdy umówione na termin.
Około południa przed bramą zatrzymał się samochód holujący opla. Do warsztatu wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
"To ja dzwoniłem w środę do pana". - Gabaryty faceta nie pasowały do niepewności w głosie.
"Acha! Opel 2005?" - upewnił się mechanik. I nie czekając na potwierdzenie- "No to chodźmy. Zajrzymy, co tam się stało."
Przy samochodzie, owym oplu, stał drugi, pewnie kierowca holujący.
"Tylko dlaczego nie wjechał na parking, lecz zatrzymał się w bramie? - myślał mechanik.
"Podnieś pan maskę silnika." - polecił fachowiec. Właściciel pośpiesznie wykonał polecenie.
Mechanik pochylił się nad ...? Właśnie. Zaniemówił na chwilę, bo pod maską była tylko połowa silnika, i to przykryta jakimś workiem, który pospiesznie zdjął ten drugi. Nie było wałka rozrządu, pompy, nie mówiąc o pokrywie silnika. Badającemu odjęło mowę. Patrzył z niedowierzaniem. Obok stało dwóch facetów. Też bez słowa. Przez moment cała trójka patrzyła w milczeniu. W końcu mechanik odezwał się, starając się ukryć irytację:
"Jak on ma jechać, jeżeli tu nie ma połowy silnika. Gdzie są rozebrane części" – wykrztusił.
"Trochę jest w bagażniku" – To ten drugi podpowiadał, bo właściciel stał bezradny.
Po otworzeniu bagażnika znalazła się tam pompa, pokrzywione, wyłamane części, lekko przerdzewiałe, połamane, trudne do identyfikacji elementy. Ponadto kilka śrubek niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia, i jeszcze fragmenty czegoś, co też nie dało się zidentyfikować.
"Ale ja mówię panu, że on jechał. Tylko jak wyłączyłem silnik, to potem nie mogłem odpalić"
"Mówiłem ci stary, że ten samochód nadaje się na złom!"
"Ale on jechał! Założyłem nowe opony." - upierał się właściciel
Mechanik patrzył z niedowierzaniem na obu. Czy oni sobie z niego kpią? W żadnym wypadku w takim stanie nie mógł jechać. Nie odzywał się, bo co można powiedzieć? Części w bagażniku, i to nie wszystkie.
Właściciel upierał się, że auto jechało. Holujący powtarzał, że auto powinno trafić na złom, bo i skrzynia biegów zaraz też wypadnie.
"Panie, ja nie mogę zdiagnozować, bo najpierw musiałbym go złożyć, a już widzę, że brakuje części. A nawet jeśli go złożę - czego robić nie będę - to koszt tego przewyższy wartość pojazdu"- próbował mówić spokojnie. Cały czas podejrzewał jakiś żart. Ale z niego? To niemożliwe. Nie znają się, nigdy się nie spotkali. Właściciel nie rozumie, że na połowie silnika nie pojedzie? Jego pięcioletni syn wie o tym.
" Na złom? Ale ja założyłem nowe opony" - oponował rozczarowany właściciel.
Mechanik nie wypowiadał się. Nie próbował wytłumaczyć. Pożegnał się i wrócił do warsztatu, zostawiając ich przy aucie. Po godzinie wyjrzał z warsztatu. Aut nie było. Chwilę postał, zastanawiając się, czy to był żart? Nowe opony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz