środa, 7 lipca 2021

Obejrzałam z przyjemnością

     "Trzeci punkt widzenia" to świetny program publicystyczny. Rozmowy trzech filozofów na różne tematy potrafią naprawdę wciągnąć. Tym bardziej, że panowie nie spierają się, ale wzajemnie dopełniają poruszany temat.

    W odcinku 388, w niedzielę rozmowy dotyczyły osobistych wspomnień wakacyjnych - ulubione  miejsca, w  których  pobyt nigdy się nie nudzi,  lektury i filmy, które można obejrzeć w czasie zasłużonego odpoczynku, gdy niczego się nie musi.  Fascynujące jest, że panowie niezwykle oświeceni i poruszający przez cały rok  poważne tematy, w tym odcinku okazali niejako zwyczajną ludzką, można rzec, przeciętną twarz. Jeden z panów wakacyjne urlopy najchętniej zaszyłby się w niewielkiej nadbałtyckiej mieścinie, spędzając czas na wędrówkach po okolicy i spacerach po plaży, przyglądając się zabawom dzieci w piasku i kojąc zszargane nerwy tudzież wzrok, patrząc na bezkres morza. Drugi z panów wybiera Suwalszczyznę z jej niezliczonymi jeziorkami, lasami i tajemnicami ukrytymi wśród nich. Trzeci  wybrałby miasto Kazimierz nad Wisłą, ponieważ fascynuje go historia, zabytki i sposób życia współczesnych mieszkańców wśród nich. Wędrówki śladami malarzy, którzy na płótnie uwiecznili i krajobrazy i mieszkańców, zamknęli klimaty dawnych lat.A więc galerie, muzea,uliczki i miejsca widokowe całkowicie go satysfakcjonują.

     Ubawił mnie jednak wybór lektur na czas urlopowego lenistwa.

     Pan od Suwalszczyzny zabiera każdego roku egzemplarz "Pana Tadeusza" A. Mickiewicza. Trzyma go przy sobie i w każdej wolnej chwili czyta. To rodzinna lektura, więc wszyscy, łącznie z przyjaciółmi spędzają czas na głośnym czytaniu - całość, bądź wybrane Ksiąg lub tylko fragmenty. I to nie tylko z powodu odwiedzania miejsc, w którym A. Wajda kręcił  sceny do tego filmu. Pan uważa, iż epopeję Mickiewicza powinno się dokładnie omawiać dopiero w szkole średniej i każdy Polak winien znać na pamięć obszerne fragmenty - nie tylko Inwokację. Suwalszczyzna nieodmiennie kojarzy się z z dziewiętnastowieczną krainą opisaną przez wieszcza.

     Nie wiem dlaczego, ale  przed oczami stanęły mi półki w sklepie monopolowym z szeregiem wódki oznaczonej etykietami Pan Tadeusz. Stoją w karnym szeregu i chyba czekają na czytelników. Nie "czytałam" tego Pana Tadeusza, bo jakoś nijak nie mogę sobie wyobrazić poniewierania przez żołądek dzieła wieszcza.

     Pan kochający morze, zabiera zawsze "Odyseję" Homera i "Eneidę" Wergiliusza. Podczas spacerów brzegiem ogląda rozmywane przez fale dzieła zbudowane przez dzieci  i rozmyśla o przemijaniu czasu, rozpadzie imperiów po okresie chwały i upadku wszystkiego co wydaje się wieczne.

     Nieodmiennie przypominam sobie zakończenie baśni Andersena , gdy kapryśna i próżna księżniczka woła za opuszczającym ją świnarczykiem: "Ach mój miły Augustynie, wszystko minie, wszystko minie" .

     Trzeci pan do Kazimierza zabrałby kilka dzieł Szekspira, m.in. "Kupca weneckiego", "Makbeta", ... . Tu jakoś nie mogę sobie wyobrazić czytania tych utworów w trakcie spacerów lub nawet wieczornej lektury do poduszki.  

     I ostatni element przygotowań do urlopu - filmy. Zdecydowanie wygrał film z Falkiem w roli porucznika Columbo.

     A moje wakacje? Odkąd jestem na emeryturze wydaje się, że mam nieustające wakacje. Jednakże na wyjazd, gdziekolwiek by to było, zabrałabym "Szkice z filozofii głupoty" Brożka, Hellera i Stelmacha.  Mogę to czytać ciągle. No, przynajmniej w tym roku! Filmy? Tylko łatwe, lekkie i przyjemne - romantyczne i romansowe, gdzie wszystko kończy się szczęśliwie.