czwartek, 24 marca 2016

Wchodząc między wrony

     Od najmłodszych lat uczono mnie, że wchodząc do cudzego domu, muszę zachowywać się tak, by nie naruszyć zwyczajów tego miejsca. Jednym słowem muszę się dostosować do rytmu i zachowań, jakie w tym miejscu obowiązują. 
     A co się teraz dzieje w świecie? Przyjeżdżają goście i zaczynają wprowadzać swoje obyczaje, nawyki i tradycję, bo obowiązuje tolerancja i prawa ich jako gości są większe niż domowników.
     Zamachy terrorystyczne w różnych zakątkach świata, w których giną tubylcy, Bogu ducha winni. Moim zdaniem wynika to z nadmiernej tolerancji. Muzułmanie swoje obyczaje przenoszą do kraju, w którym znaleźli gościnę. Nachalnie domagają się praw dla siebie w imię własnej wiary, tradycji, obyczajów. I tak w miejscach publicznych , gdzie obowiązuje dowolność stroju, muzułmanki chodzą zakryte od stóp do głów. W porze modlitwy muzułmanin rozkłada dywanik, nie bacząc na to, czy przeszkadza, czy wzbudza zaciekawienie, czasami śmiech i zaczyna się modlić. I tak dzieje się w szkołach, w zakładach pracy, w instytucjach typowo europejskich z wpisanymi od dawna modelami zachowań. I wydaje się, że tak powinno być , poszanowanie cudzych pogladów. Tylko,że to się nie kończy na indywidualnych manifestacjach odrębności kulturowych. Wymagania  wobec gospodarzy eskalują. A gospodarze ustępują, dostosowują się do żądań.
     I tu myślę, że tak nie powinno być. Jeśli wchodzisz między wrony musisz krakać jak i one. Muzułmanin, żyd, prawosławny, hinduista mają się na ulicy, w zakładach pracy w szkołach i na uczelniach dostosować do panujących obyczajów. Nie powinni manifestować swoich poglądów. Niechaj to robią w swoim domu, niechaj nawet budują swoje świątynie, teatry i kina. I niechaj tam pielęgnują swoją kulturę i religię. Jednakże niech nie wychodzą z nią w mejsce publiczne, bo nie są u siebie, lecz w gościnie. Nikt ich wszak nie zmusza,by uczestniczyli w obrzędach religijnych, narodowych świętach i innych obyczajach. Jeśli chcą korzystać z dóbr cywilizacyjnych  państwa, w którym zdecydowali się mieszkać, niech korzystają ale na prawach tych państw. 
     Być może, gdyby od początku tak było, gdyby nie posłuchano krzyków o prawach mniejszości, gdyby nie budzono nacjonalizmów, nadając wyjątkowe przywileje, może nie byłoby teraz zamachów terrorystycznych na cywilów. Może nie gineliby niewinni. Może nie trzeba się byłoby bać sąsiadów i innej wierze, kulturze? Nie wiem. Ale jeśli gdzieś idę, jadę do kogoś, to nie narzucam swoich poglądów, nie wymuszam dostosowania się do mnie. Ja się podporządkowuję. A jeśli nie mogę tego zrobić, to po prostu tam nie idę, nie jadę.

piątek, 18 marca 2016

Rekolekcje

     Uczestnictwo w kolejnych rekolekcjach wielkopostnych zaś przyniosło rozczarowanie. Co prawda nie bardzo wiem, czego się spodziewałam. Zapewne jakiejś recepty na ziemskie bytowanie, ale chyba przede wszystkim interpretacji niektórych aspektów wiary. Szczególnie w zakresie sprzeczności i niejasności.
     A może szukałam odpowiedzi na pytania o codzienność, o trwałość pewnych zasad, które ostatnio się bardzo chwieją. Co prawda, i wśród księży pojawiają się sceptycy albo niezbyt przygotowani do prowadzenia takich zajęć.
     Generalnie to był krzyk o częstą spowiedź. Katolicy mają się spowiadać a to im da wieczne zbawienie.
     W wywiadzie-rzece z księdzem Kaczkowskim, puckim kaznodzieją, wyczytałam, że spowiadanie to jego ulubione zajęcie, i że wielu księży lubi tę część kapłańskiej posługi. Tak więc mniemam, że spowiedź  jest dla wielu księży rodzajem rozrywki. Ks. Kaczkowski nie ukrywa, że słuchanie ludzkich grzechów sprawia mu niewątpliwą przyjemność. Lubi to i stwierdza, że dociekliwymi pytaniami potrafi wiernego doprowadzić do wyjątkowej szczerości, wyciągnąć z niego wszystko.
     Pamiętam słowa mojego ojca, który mówił nam, dzieciom, że księdzu mamy tylko sygnalizować pewne uchybienia, bo to są tylko ludzie i nie wiadomo na co i kiedy wykorzystają wiedzę zdobytą w konfesjonale. Wystarczy więc tylko słowem napomknąć, bo bóg jest wszystkowiedzący i zna nasze grzechy. A to wyznanie kapłanowi sygnalizuje mu naszą skruchę i świadomość, że źle uczyniliśmy.I ja to tak rozumiem. A tu słyszę,że jeśli wszystkiego dokładnie nie opowiem spowiednikowi, to nie będzie to spowiedź uczciwa.
     No więc na kolejnych rekolekcjach słyszę , jaka to ważna rzecz spowiedź szczera. A co w takim razie z boską wiedzą?  Rozczarowałam się, tym bardziej,że księża nie są ideałami. Być może słuchając wynurzeń petenta przy konfesjonale sami odczuwają ulgę, że nie są tacy najgorsi?  a może wysłuchiwanie łóżkowych historii daje im namiastkę normalnego życia, które odbiera im celibat?
     To były kolejne rekolekcje poświęcone właśnie roli spowiedzi. A ja osobiście mam coraz więcej obiekcji, co do tej strony wiary. Jeśli jestem cząstką Boskiego planu to i moje grzeszne upadki też. A więc zostały przewidziane już dawno temu i chyba wystarczy, że sobie je uświadomię. Ostatecznie mogłabym zasygnalizować je spowiednikowi. Niech wie, że jego owieczka też wie o swoich słabościach. Ale wiwisekcja przyczyn i groźba potencjalnych skutków? 

środa, 9 marca 2016

Nie umiem

     Nie umiem żyć samotnie. Muszę ciągle być potrzebna komuś. Nie potrafię mysleć o sobie.
     Patrzę w lustro - potrzebny fryzjer. Zaglądam do szafy- przydałoby sie odświeżyć garderobę - emerytura mnie ogranicza. Patrzę na ściany - marzą o malarzu. Oglądam samochód - przydałaby mu się porządna kąpiel. Zaglądam do garażu- też należałoby go trochę przewietrzyć.
     Tyle do zrobienia. Ale po co? Gdyby żył Kazik, robiłabym to z ochotą. Po powrocie z pracy przyłączyłby się i pracowalibyśmy razem, gadali, żartowali, a potem może piwo na spółkę ? Ale on nie wróci z pracy. Ta świadomość odbiera mi chęci. A przecież mogę to dla siebie! Tylko kto jestem?
     Jestem uzależniona od innych i dla innych.

Czytanie

     Po tych wszystkich przeżyciach rzuciłam się na czytanie książek. W poszukiwaniu odpowiedzi za co i dlaczego. Nie znalazłam. Wzięłam się więc za takie lektury, które mają zakończenia definitywne: ani dobre an złe. W telewizji nie oglądam wiadomości, żeby nie dowiedzieć się czegoś, co mnie jeszcze przygnębi. Nie czytam i nie oglądam literatury z kręgu "żyli długo i szczęśliwie".
Wiem, że życie jest długie, ale niezbyt szczęśliwe, bo szczęście jest niewidzialne i łatwo go nie zauważyć.
     Czy mi się udało odciąć od życia? Nie. Ono mnie dopada wszędzie, obrazami za oknem, słowami znajomych, w podsłuchanych rozmowach . Każdy ma swoje dramaty i tragedie, bo życie to teatr, sztuka napisana przez kogoś innego i rzucona na ziemię. Nikt nie robi castingów do wymyślonych ról. A jednak dostajemy swoje role, czy nam się to podoba, czy nie. Musimy je odegrać. Nawet jeśli się staramy, kombinujemy, myślimy racjonalne, staramy się podejmować rozsądne decyzje, unikać ryzyka, to i tak nas dopadają nieszczęścia - własne i cudze.
     A więc czytam. Kryminały do momentu, gdy domyślam się rozwiązania zagadki, obyczajowe do pierwszych oznak nieszczęśliwych przypadków, romansów nie czytam, reportaże spoza pól bitewnych, te które przedstawiają zwyczajne życie.Fantazy  z innych wymiarów czasu i przestrzeni. O ewolucji i o powstaniu Wszechświata, o badaniach kosmosu i archeologii.
     Poszukuję odpowiedzi na pytanie : kto lub co, dlaczego  i w jakim celu powołał życie na Ziemi? Czym ono ma być i czemu służyć?Kim jest ten Pierwszy Poruszyciel i czy mnie dostrzega. Jakie zadanie mi wyznaczył, jeśli jakiekolwiek wyznaczył? I co zamierza?

poniedziałek, 7 marca 2016

Poszuiwanie Boskiego Oblicza

     U zarania ludzkich dziejów Bóg dosyć często kontaktował się z ludźmi- przez proroków, wędrownych aniołów,wreszcie wysyłając Syna. Następnie przyszła pora na Uczniów. I wówczas - takie mam wrażenie - Bóg zamknął się w kościołach, kapliczkach. Tamże lud przychodził Go uwielbiać, wypraszać litość i łaski. W domach jakby Go nie było, albo raczej rzadko bywał. Toteż wierni na co dzień raczej o nim nie myśleli, nie zastanawiali się . Dopiero w kościele, na chwilę, zapominając o problemach pomyśleli o bogu, o piekle. W obliczu bogactwa kolorów na witrażach, wiele mówiących obrazach na ścianach wysokich murów, gdy od posadzki, na której klęczeli do sufitu było tak daleko, jak do samego nieba. W kościele zastanawiali się nad istotą dobra i zła. Dobro to niebo a zło to ogień piekielny, to ból i byt zbliżony do ziemskiego. W dni powszednie częściej spotykali się ze złem, cierpieniem, strachem i niesprawiedliwością. Nic dziwnego! Diabeł nie miał wstępu do kościoła, ale swobodnie mógł spacerować po siołach i bezdrożach, zaglądać do chałup i pałaców, podszeptywać to i owo. Wystarczyło jednakże udać się w miejsce święte, mając w zanadrzu obietnicę rzeczową lub duchową poprawy, pojednać się z Bogiem. I Bóg powracał.
     Rozwój nauki, określenie praw przyrody zaczęło ograniczać funkcję Boga. Piorun, pożar, powódź, trzęsienie ziemi stały się dziełem natury - nie kary boskiej. Nastał czas poszukiwania Istoty Boskiej w sobie. W ten sposób wyprowadził wierny lud Boga z kościoła. Teraz szuka go w sobie, by nadać lub odnaleźć sens własnego bytu w świecie, który praktycznie został opisany, spenetrowany naukowo.
     Coraz bardziej pustoszeją kościoły, coraz więcej ludzi deklaruje: "wierzący, niepraktykujący", "sporadycznie praktykujący, gdy czuje taką potrzebę" .
     Drzewiej wszystko było prostsze: dobro - białe, zło -czarne. W XXI wieku pojawiły się odcienie bieli szarości, skomplikowane analizy sytuacji, motywów, usprawiedliwienia i jasne pomroczności. Powoli zanika piekło a na jego mejsce pojawia się potępienie wieczne, nicość.
     A co to jest ta nicość? Większość ludzi nie może sobie tego wyobrazić. Co innego piekło- ogień, ból, cierpienie. A nicość? Jak wygląda, jeśli wygląda?

sobota, 5 marca 2016

Brak czasu

I tak się kończy, gdy nie ma człowiek czasu. Ale od początku.
     Urodziłam się w Starej Dąbrowie. Spędziłam tam dwadzieścia lat, potem wyprowadziłam się do innej miejscowości, a teraz nadszedł czas powrotów. Co prawda mieszkała tam moja rodzina i często ją odwiedzałam, ale.... niewiele wiedziałam o swojej miejscowości- historii, zmianach. Kopalnią wiedzy był mój brat i kilka razy chciał się ze mną podzielić. Ale ja nie miałam czasu, żeby go uważnie wysłuchać, albo przynajmniej zebrać od niego materiały. Kazałam mu tylko zapisać to, co wie i opisać źródła. To było tak na odczepnego, żeby mi nie zawracał głowy rewelacjami, które odkrywał grzebiąc w starych gazetach- a był bibliotekarzem.
     Brat nie żyje. Ja nie pospieszyłam, żeby pogrzebać w jego szpargałach, poszukać notatek, zapisków. A jego spadkobiercy po prostu wszystko wyrzucili naśmietnik.
    Dzisiaj naszła mnie myśl, żeby czegoś się dowiedzieć na temat mojej rodzinnej miejscowosci i co? nie znalazłam prawie żadnych informacji w internecie na temat. Biblioteka już od dawna nie funkcjonuje. Chyba przeniesiona ją do Damnicy. Archiwa biblioteczne? ...Też nie wiem, gdzie. Pierwsi powojenni osadnicy prawie już wymarli lub się wyprowadzili. Obecni mieszkańcy są mi zupełnie obcy.
    A wystarczyło tylko uważnie posłuchać, zapisać i zabrać .

wtorek, 1 marca 2016

Wszystko nie tak

     Od samego poczatku nie podobała się jej wybranka jedynaka. Ubierała się nie tak, czesała bezndziejnie, odzywała się w niewłaściwym momencie,.... Nic się w wybrance syna nie podobało. A syn świata za tą dziewuchą nie widział. No i pobrali się. Wbrew jej woli, wbrew słowom.Nie pomogła perswazja, prośby. Jej jedynak, najmądrzejszy, najprzystojniejszy poślubił to cielę, to chuchro. I jeszcze zamieszkali z nią. Więc codziennie widziała, że syn jest szczęśliwy, że uśmiecha się.
     Zza ściany słyszała ich długie rozmowy, wybuchy śmiechu, gdy ona samotnie siedziała w fotelu z książką na kolanach. Brakowało jej rozmów z synem, które kiedyś prowadzili.  Nie miał czasu dla niej, a  przecież poświęciła mu całe swoje życie. Pamięta, jak wracał ze szkoły i opowiadał jej, właśnie z nią się dzielił wrażeniami, sukcesami i porażkami. Pamięta, gdy wrócił z pierwszej randki, opowiadał jej o dziewczynie, składał dokładne sprawozdanie, a ona analizowała , tłumaczyła i perswadowała mu. Mówiła o niewierności, nieuczciwości dziewczyn.
     O tak. Chroniła go przed rozczarowaniem, nieszczęśliwą miłością. Skutecznie go chroniła, bo miała przykład takiej - ona przykładem  była.
     Ale z tą nie wygrała. Na samą myśl o tej porażce mąciło jej się w głowie. Ale się nie poddała. Jątrzyła półsłówkami, drobnymi uwagami, niby nic, takie małe drobiazgi. Dzień po dniu. A powody zawsze znalazła: źle gotuje, nie gotuje, skąpa, rozrzutna, za cicha za głośna, stoi się, nie dba .
     Kiedy pojawiło się dziecko, jej wnuczek, pretekstów przybyło. Już nie kryła się tak bardzo. Oficjalnie krytykowała.
     Małżeństwo rozpadło się. po czerech latach. Synowa zabrała wnuka i wyprowadziła się do matki. Odzyskała swojego syna. Nareszcie. Że zaczął pić? Nic to. Że nie odzywał się, nie śmiał? Co tam! Wierzyła, że mu to przejdzie. Z czasem będzie jak dawniej.
     Nie było. Po roku syn się wyprowadził. W niewiadome miejsce. Nie dzwonił, nie przyjeżdżał. Wnuka też nie widywała. Zgorzkniała. Syn, wyrodny syn. Ona zrezygnowała dla niego  ze swojego życia, szczęścia. Siedzi teraz sama w tym gniazdku i nie wie, co ze sobą zrobić. Ktoś jej doniósł, że jej jedynak jest za granicą, że pracuje, że z kimś siedzi.
     Ona przecież chciała, żeby był szczęśliwy. Przy niej. Żeby był jej oparciem na stare lata. Chciała go tylko uchronić przed .... Nie wie  już, właściwie, przed czym. Przed rozczarowaniem?