Oczywiście, "świat" obejmuje tylko najbliższe otoczenie, na wyciągniecie ręki, tuż przed samym nosem. Ale i takiego mikroświata nie można zbawić, bo nie poddaje się żadnym naszym działaniom. Heniek- niby rozumie, ale jakby nie rozumiał. Jego świat i czas to chwila od pobudki do zaśnięcia, jakby nie było następnego wstania, pobudki. Jakby wieczorne zaśnięcie miało być ostateczne, definitywnie ostatnie.
Jak więc takiego osobnika zmusić do działania z wybiegnięciem o całe miesiące naprzód? Jakimi słowami, argumentami doprowadzić do podjęcia określonych zachowań? Zmusić do wykonywania niezbędnych czynności- zgromadzenia opału, zabezpieczenia przed mrozami, uszczelnienia okien? Zaprawdę nie wiem.
Codzienne przypominanie, codzienne nagabywanie, pilnowanie - wszystko daremne. On zawsze ma czas. A tu zima za progiem, w perspektywie mróz i groźba zamarznięcia. Opału brak, zabezpieczenia pomieszczeń nie zrobił, bo ... właśnie nie miał ochoty, nie miał siły, wypadło co inne, albo po prostu... nic!
Czy w tych okolicznościach muszę się angażować w pomoc? Czy muszę się martwić i denerwować, że jemu się nie chce podjąć jakichkolwiek działań? Jak wielka jest nasza odpowiedzialność za drugiego, dorosłego człowieka? W jakim stopniu winnam się czuć zobowiązana do pomocy?
Nie można chyba zbawić świata, nawet jeśli to brat. Nie chce , więc nie zbawię go. Świata dorosłych nie można zbawiać, jeśli oni tego nie chcą. Tak jak bezdomnych osadzić w mieszkaniu. Tak czy inaczej wiosną taki opuści lokum, by pomieszkiwać na dworcu lub w kanale. Tak myślę! Człowiek żyje tak, jak chce żyć!