sobota, 17 lutego 2018

Auteczko

     "Musimy ci zmienić samochód. Ten już jest leciwy i zacznie coraz częściej szwankować, a części są dość drogie. Ten się sprzeda, trochę dołożysz i kupi się mniejszy, ekonomiczniejszy, no i nowszy"- tłumaczył syn, mechanik.
     Trochę mu przytakiwałam, bo miał rację, ale żal mi było o takiej zmianie nawet myśleć. Przywiązałam się do swojej basiuni-fieściuni. Syn ze trzy miesiące przeglądal rynek, zastanawiał się,
kalkulował i przedstawiał mi różne propozycje. Krótko kwitowałam...."że ładny, w porządku, dobrze, jak uważasz. Przecież to ty będziesz sprawował techniczną opiekę nad pojazdem"
     Tymczasem gorączkowo przyglądałam się swojemu samochodowi. W drodze analizowaliśmy razem wszystkie za.. i przeciw... Lubiłam to swoje auto. Tyle razem przeszliśmy, przeżyliśmy, zapłaciliśmy mandatów. Przykro tak się rozstać. Wydawało mi się, że silnik mruczy: "jak ćwiczyłaś, uczyłaś się to byłem dobry! a jak już nabrałaś wprawy, to chcesz mnie się pozbyć!"
     W końcu syn znalazł odpowiednie auto - o niewielkim przebiegu, mniejsze i mniej spalające. Pojechali. Zostałam z wnukami. Nie chciałam jechać, bo nie lubię podejmować takich decyzji. Syn się zna, niech decyduje, bo w razie czego, zawsze mogę powiedzieć - ty zdecydowałeś i teraz rób!
     Przyjechali po kilku godzinach. Otoczyliśmy samochodzik - czarny, maleńki i niesamowicie brudny. Synowi buzia się nie zamykała, gdy przedstawiał walory nowego nabytku. A ja patzyłam na swoją wymuskaną czerwoną fiestę i na tego brudasa pokracznego i zbierało mi się na płacz. Tym bardziej, że podjechał do syna olbrzymi ciągnik i zatrzymał się koło nowo nabytej sto siódemki. Tylne koło było wyższe od tego auta. Michał z dezaprobatą porównywał te parametry. Marcin ciągnął mnie za rękę i prosił o przejażdżkę, bo "tak trzeba, babciu, sprawdzić"., Syn przerywając rozmowę z właścicielem ciągnika, wsiadł do auta, wycofał i wręczył mi kluczyk. Michał nie zdecydował się na tę jazdę próbną, ale Marcin wgramolił się na siedzenie i zadysponował" "jechać!"
     Pojechaliśmy. Wróciliśmy. "No i?- pyta Syn
     "Biegi za krótkie, tylna szyba za blisko, z tyłu ciasno! A nie wiem!" - odpowiedziałam 
     "No co ty !" A Michał obszedł jeszcze raz samochód i stwierdził: "Babciu, nie stawaj nigdy koło takiego ciągnika, bo kierowca pomyśli, że to kretowisko i cię zrówna!" A właściciel ciągnika dodał, że tiry też mogą mnie nie zauważyć. 
    Auteczko sto siódemka zostało. Jeżdżę nim i jestem bardzo zadowolona- mniej pali, łatwiej nim manewrować i , mimo niewielkich gabarytów , jest szybki. A tirów rzeczywiście się obawiam, bo kierowcy tak blisko podjeżdżają, iż czasami w lusterku widzę tylko numery samochodu, chłodnicę i kawałeczek przedniej szyby. Ale wtedy przyspieszam do stu dwudziestu i widzę zdumioną minę kierowcy, który zapomina o trzymanym przy uchu telefonie. A ja mam satysfakcję: "Takie maleństwo a jaką ma parę!"
     Często myślę o mojej fieściuni. Syn informuje mnie, że ją widział, że rozmawiał z nowym właścicielem, że są zadowoleni, że ona ma się dobrze, chociaż nie ma dachu nad dachem.

czwartek, 15 lutego 2018

Nie wszystek....

     Z głębokiego cienia obserwuję świat. Coraz bardziej  mnie zadziwia ten pęd człowieczy, by nie odejść z tego padołu łez bez śladu. Każdy chciałby zostać w pamięci potomnych, a najlepiej, żeby utknąć gdzieś na "wieki wieków". Z imieniem i nazwiskiem. Nawet jeśli byłby to głęboki loch.
     Powszechny pęd do pisania i wydawania książek, tomików, pamiętników, dzienników; do pokazywania się w mediach, do wystąpień publicznych - do jakiegokolwiek zaistnienia i utrwalenia swoich śladów na ziemi - jest prawie nie do zniesienia. Toteż nie oglądam tych programów telewizyjnych, które pod pozorem pokazywania rzeczywistości, poszukiwania prawdy, naświetlania faktów - najczęściej wybiórczo - dają okazję przedstawiania różnych domorosłych polityków, pseudo- krytyków i oszołomów. Stają takowi przed kamerą i gadają, gadają.., powołując się na jakieś opinie społeczne, zebrane nie wiadomo gdzie i kiedy, i przez kogo.
     Ja też na tych swoich nizinach spotykam się z taką chęcią zaistnienia. Wydawanie kolejnych tomików wierszy, wciskanych potem wszystkim, którzy się napatoczą, bo niewielu je czyta, roztrząsa i analizuje - no, może poza koleżanką Cz. , która uważnie je czyta, rozbiera na elementy pierwsze i wyłuskuje ze słów to, co najlepsze, a potem stara się obiektywnie, bez narażania się na niezadowolenie autora, przedstawić wnioski w obszernej recenzji. Cz. przez te mądre recenzje- muszę tu zaznaczyć wyraźnie -  naraża się na różnego rodzaju animozje ze strony autorów. Ale i tak po jakimś czasie wracają do niej, najczęściej z podkulonym ogonem, z prośbą o napisanie następnego wstępu, następnej opinii. Bo opinia Cz. daje prestiż, podnosi rangę tworu.
     "Non omnia moriar" (nie wszystek umrę) to tytuł jednego z wierszy Horacego, który czytam bardzo często. To chyba jest wiersz, który wyjaśnia ten pęd do pisania. Nikt nie chce całkiem umrzeć. Każdy pragnie zostawić jakiś ślad. czy to w postaci zarejestrowanego wystąpienia, czy też książki. Nic to, iż książki walają się po supermarketach między warzywami a chemią kosmetyczną. Nic to, iż zamknięte w kartonach spoczywają na piwnicznej półce, nasiąkając wilgocią i bywając pożywką dla pleśni.
     Myślę intensywnie, jakież to ślady zostawili moi rodzice, mąż, siostra, brat? Niewiele tego i też się zacierają. Więc? Zapalam świeczkę na werandzie i w dymie papierosa wspominam ich. Czy jeszcze ktoś? 
    Zostawić ślad to pozostać w pamięci najbliższych jak najdłużej, to liczyć na to, iż ktoś czasami wspomni, chociażby przy okazji Wszystkich Świętych .Zostawić ślad to tylko jako jednostka w grupie, w społeczności, która zmieniała oblicze tej Małej Ziemi - oswajała, zagopodarowywała i organizowała codzienne życie. Zostać właściwie bezimiennie ale na tle zmienionej rzeczywistości. Zmienionej przez zbiorowość.
    Troja Karpacka w okolicach Krosna jest takim przykładem. W tym skansenie pokazany jes dorobek ludzi sprzed wielu wieków. Nie ma imion, indywidualności. Jest w przedmiotach ukryty obraz pracy, marzeń i namiętności. 
    Są piramidy w Egipcie - nie ma imion budowniczych, ale jest twór, co przetrwał. 
    Nie wszystek umrę.