poniedziałek, 29 lutego 2016

Cudzym wspomnieniem przywołane

     Jest rok 1961. Biegnę do szkoły ubrana w granatowy fartuszek ze śnieżnobiałym kołnierzykiem. Przy cieniutkich warkoczykach śmiesznie podrygują białe kokardy staranie zawiązane przez mamę . Na plecach tekturowy tornister a w nim drewniany piórnik, "Elementarz" Falskiego, dwa zeszyty, linijka, kredki. W drewnianym piórniku w przegródce obsadka ze stalówką , gumka, dwa ołówki zatemperowane przez ojca. I jeszcze kromka chleba zawinięta w szary papier.
     Wielka klasa, tylko jedna, bo to mała szkółka czteroklasowa z klasami łączonymi i jednym nauczycielem. Do południa uczą się klasy trzy i cztery, po południu pierwsza i druga. Nauczycielem, wychowawcą i kierownikiem jednocześnie jest pani Natalia Greinke. Do klasy przychodzi w granatowym fartuszku, z białym koronkowym kołnierzykiem. Przynosi dużą butlę atramentu i uzupełnia w kałamarzach, wpuszczonych w specjalne otwory w ławkach.
    Pod ławkami jest półka, gdzie wsuwa się tornistry. Na ławce wycięte specjalne wgłębienia na pióro, ołówek i gumkę. Ławki są zielone. Stoją w dwóch rzędach. Na środku stoi biurko. To sanktuarium Pani. Wielkie czarne tablice z wąską listwową półką wiszą na ścianie, na wprost rzędu ławek. Między nimi jest coś w rodzaju wieszaka na wielką linijkę , trójkąt. szuflada na kredę.
    Siedzę w trzeciej ławce w rzędzie przy oknie, bo jestem pierwszoklasistką. Po drugiej stronie w rzędzie przy piecu siedzą drugoklasiści. Tu zdaje się  ze świadectwem i przejściem do drugiego rzędu. Usadza w ławkach zawsze pani i zmiana miejsc samodzielnie nie wchodzi w rachubę. Sadzani jesteśmy według wzrostu. Z tyłu za rzędami , przy ścianie stoją dwie duże szafy i jeszcze tak zwane "ośle ławki". To dla tych co zapomnieli się czegoś nauczyć, czy odrobić lekcje.Za przewinienia w stosunku do obowiązków szkolnych zostawało się wówczas "po kozie", czyli pani zostawiała delikwenta w tej ostatniej "oślej ławce" aż uzupełnił swoje zaniedbania. Kara była niejako podwójna: godzina z czasu wolnego i upokorzenie, wstyd przed młodszymi kolegami, zazwyczaj rodzeństwem i fakt, że przewinienie nie ukryje się przed rodzicami, bo inni doniosą.
     Pamiętam, biegnę do szkoły z tornistrem na plecach, trzymając go za paski. Z tyłu chrobocze piórnik. I ten dźwięk .... Słyszę go do dzisiaj i nie jest to nieprzyjemny odgłos. Lubiłam swoją malutką szkółkę, fartuszek z białym kołnierzykiem. Lubiłam codzienną walkę ze stalówką i kleksami.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Jaśko

Jaśko
      
     Jaśko urodził się w rodzinie niepełnosprawnej i jak jego starsze rodzeństwo, też nie miał głowy do nauki. Do osiągnięcia pełnoletności zdążył ukończyć kilka klas podstawówki z wątpliwą umiejętnością czytania, a już  złożone z trudem słowa zupełnie nie miały u niego zrozumienia. Osiągnął podstawową wiedzę z zakresu dodawania i pełną znajomość swoich danych personalnych. I chyba najwyższy procent absencji. 
     Mimo oczywistych wskazań do umieszczenia go w ośrodku szkolno-wychowawczym, rodzice nie wyrażali na to zgody. No cóż, Jaśko  z całego rodzeństwa był najbardziej naiwny, najbardziej skory do pracy, a i chyba najczęściej przynosił do domu i pieniądze i wiktuały, co się bardzo przydawało, gdy starsi bracia popijali.
     Jaśko zarabiał zbierając jagody, grzyby, rąbiąc u ludzi drewno, układając w stosy, wsypując węgiel do kotłowni, wnosząc i wynosząc worki. Nigdy nie odmawiał pomocy i nie migał się od pracy. Zarobionymi pieniędzmi dzielił się z ojcem, matką i braćmi, nie zawsze dobrowolnie. Czasami udawało mu się schować przed pazerną rodzinką jakiś grosz. Grosz do grosza i uzbierał sobie na solidną siekierę. 
     Wiedząc,że kupiłam drewno, które trzeba porąbać, przyszedł i z dumą pokazał mi swój nabytek. Zaoferował się porąbać moje sześć metrów i ułożyć w drewutni. Solidnie i uczciwie pracował cały dzień. W czasie każdej przerwy opowiadał  o zaletach siekiery i o tym, jak to teraz może iść na zarobek, nie martwiąc się o narzędzia. Snuł wizję przyszłych zakupów, np. piły motorowej i jak dzięki niej trafi do ekipy drwali. 
    Po skończonej robocie zapłaciłam tyle, ile chciał i dodałam na koniec jeszcze drobną kwotę, którą przez przypadek, a może z przezorności włożył do innej kieszeni. Bo ledwie zamknął za sobą furtkę jeden z braci podszedł z pytaniem: "masz kasę, bo trzeba iść do sklepu i zrobić zakupy". Po bratersku objął go ramieniem.
     Poszli do sklepu, a ja patrzyłam jak brat i ojciec biorą od Jaśka  pieniądze i wchodzą do sklepu.
     Kiedy spotkałam go kilka dni później, zapytałam, dlaczego  oddał pieniądze?  Przecież zarobił je sam a brat nie przyszedł mu pomóc. Odpowiedział, że nie lubi się kłócić, bo i tak przegrywa. 
      Ja zmądrzałam i jeśli chcę od niego pomocy, to sama go odszukuję i dyskretnie zamawiam usługi. Jeśli ojciec i bracia nie będą wiedzieli, że Jaśko ma fuchę, nie będą na niego czekać i go nie okradną, a on być może uzbiera na wymarzoną piłę motorową.

niedziela, 21 lutego 2016

NIE ŚPIĘ

Jeszcze nie śpię i nie mogę zamknąć oczu
Czarna kicia układa się w nogach
Na drobinach ciemności przepływają fotony myśli
Wypełzają troski zaklęte w miriady
Obrazów pozbawionych dźwięków,
W oczekiwaniu zmartwychwstania.
Kicia pręży grzbiet w kabłąk ,
Strząsając strach po nastroszonych nerwach.
Nie śpię, poszukując ścieżek nadziei,
Która przewrotnie bawi się w zimno-gorąco.
Znużona beznadziejnym pościgiem,
Chowam się pod powiekami,
Z rzęs stawiając zaporę natarczywym myślom.

sobota, 20 lutego 2016

Jednym wierszem zamknąć życie
Wszystkie poranki i wieczory
Żmudne dni i noce bezsenne
Wybrać słowa jedno znaczące
By utkać najważniejsze
Którymi przypadkami najlepiej się posłużyć?
Kogo czego czy z kim i o czym
A może komu czemu?
I którą ścieżką poprowadzić
By to co najważniejsze
A może tylko to
Co najpiękniejsze?
W płomieniu za krótkiej świeczki
Obrazy bez podpisów
I bez lektora przepływają
Na złotych łzach z warkocza brzozy


Czy powinnam być...

***
Czy powinnam być wdzięczna?
Wspomnienia prowadzą do grobów.
Z pól i ogrodów odpływają cienie niegdyś obecnych
Nadaremnie oczekując cudu zmartwychwstania.
Przytrzymana na ziemskim padole
Kurczowo chwytam resztki tych miedz,
Które wchłaniały pot żniwiarzy,
Dywagacje nad naturą chmur,
Chroniły skowronka i mysie norki.
Pod zestarzałymi drzewami
Potykam się o sprawy i rozmowy,
Których nie zdążyliśmy dokończyć.
Być może nie tylko naszych
Być może wielu nie dokończyło na tej miedzy
Czy powinnam być wdzięczna za to?
Czas zaorał miedze, ścieżki zamienił w chodniki.

Skrzypeczku


Zagraj mi, skrzypku,
Melodię sprzed lat,
Gdy z pierwszym okrzykiem,
Ujrzałam ten świat.
Na ile w okrzyku
Zdumienia, przestrachu
Nie umiem ocenić
I nie chcę też znać.
Przyczyna tkwi przecież,
Jak żyłam w ten czas.
Co złego zrobiłam,
A czym zasłużyłam,
Na pamięć, wspominki
Przy zniczu i winie.
Pragnęłam, marzyłam,
Bo w piersi mi grał
Ten skrzypek naiwny,
Serdeczny jak brat.
Poezję chłonęłam,
Spijałam jak miód.
W balladach ludowych
Zbierałam wzór cnót.
A wszystko to przecież
Zmierzało gdzieś w nicość.
Uciekło, przebrzmiało,
Straciło już sens.
Więc proszę, skrzypeczku,
Nim całkiem przeminę,
Nim w atom się zmienię
I wrócę do ziemi
Do źródła istnienia,
Zaśpiewaj mi jeszcze
Młodości przeboje.
Niech zadrży serduszko,
Niech wrócą wspomnienia,
Nim całkiem je zwieje
I czas zatrze ślad.

Bezlitosnie

BEZLITOŚNIE
Bezlitośnie mija czas
Dni, tygodnie i miesiące.
Jeszcze cię spotkać można
Na podwórku, w zaułku, przy bramie.
Jeszcze cię widzę w blasku szyb
I dotyk rąk na pile trwa.
I tylko coraz chudszy jest twój cień
A czas zaciera twoje ślady
Łomem niweczy myśli pracę
Jakby usunąć chciał na zawsze
Z podwórka pamięć, nawet cień .
Narzędzia smętnie tkwią w szufladach.
Już zapomniały, czemu służą.
Czasami sąsiad wspomni cię z imienia.
W zadumie machnie tylko ręką.
A czas bezwzględny i ten gest
Odsyła w zapomnienie.