poniedziałek, 24 lutego 2014

Kula

Peregrynacje w górę i w dół
Splecione w przerzuconym przez plecy
Warkoczem ze snu.
Wędrówka za wynurzającymi się z mroku
Fotograficznymi fragmentami twarzy,
Rozsypanymi niefortunnie na poduszce,
Oczekujące na mozole posklejanie.
Jak w drobinach rozbitej kuli kryształowej,
Co zrzucona za niespełnione wróżby,
Z hukiem spadła w biały dzień,
Pośmiertnie rozbłyskując iskierkami.
I to jej żywot najprawdziwszy.
Statyczne obrazki wplecione
W ciasny warkocz snu złudzenia.
Podróż wstecz w senną przeszłość
Kryształowych drobinek.
Życie stało się oczekiwaniem.
Jałowe wtaczanie głazu Syzyfowego
W niepoznawalną bez kuli przyszłość
Podobno ciasno splecioną z przeszłością.

sobota, 22 lutego 2014

Odbić się od ..

     Jedna decyzja może przewrócić do góry nogami całe życie. Przekonałam się,   obserwując Heńka. Pił. Najpierw sporadycznie, okazyjnie. Potem dla zabicia smuteczków, w końcu uciekając przed problemami, bo upicie się odsuwało w czasie trudne rozmowy. Potem było porzucenie pracy, odejście z domu. Zaszył się w brudzie i bałaganie, nie pokazując się ludziom.Czasami dorywczo coś zarobił, zamieniając w tanie wińsko. W chwilach trzeźwości ogarniało go przerażenie ,więc czym prędzej znieczulał się. Zaległe alimenty, komornik, eskalacja kłopotów, no i przede wszystkim głód.. Ale wtedy już rozum zamarł, pozostał instynkt. Marny przyjaciel i doradca.
     Rozwód.Aula sądowa. Sędzia grzmi:"Stoisz tu, cuchnący, śmierdzący, (..inwektywy nie gorsze od tych z ulicy). Nie płacisz alimentów ( i  o pieniądzach podatników, które idą na alimenty). To na takich jak ty, idą nasze podatki (tu było o racjonalniejszym gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi). Jesteś zakałą społeczeństwa(tu padały słowa o robieniu porządków z takimi)..." I  w tym tonie upłynęło uzasadnienie orzeczenia rozwodu.
     Pomijając moje prywatne zdanie na temat alkoholików, uchylających się od pracy, narkomanów, rozmaitej maści nieprzystosowanych do funkcjonowania w społeczeństwie, pozostaje kilka kwestii bulwersujących:
                      miejsce, w którym padały te słowa- sala sądowa, na ścianie godło państwowe i krzyż. W takich miejscach nie powinno się używać inwektyw, wyzwisk -  myślę, że można wszystko powiedzieć grzeczniej, szczególnie w takim miejscu.
                     człowiek - nieważne jaki jest, należy mu się traktowanie ludzkie. Jeśli nim nawet gardzimy to nie wolno nam go obrażać. Tego wymaga od nas nasza moralność. Prywatnie możemy udawać, że go nie widzimy, ale nie, gdy się do nas zwraca oficjalnie.
                     szacunek - przynależny jest każdemu, bo nigdy do końca nie możemy być pewni pobudek jakie nim kierowały, czy przypadkiem za taki stan rzeczy nie ponosi cząstki winy społeczeństwo, a właściwie system. Nie rozmawiamy o członkach społeczeństwa, którzy kradną mordują, znęcają się nad słabszymi, maltretują dla własnej satysfakcji. Mówimy tu o chorych , nieszkodliwych, snujących się po ulicach w poszukiwaniu znieczulacza.
     Inna sytuacja i inne miejsce- przychodnia leczenia uzależnień. Lekarz - i jego słowa: "Co ty sobie myślisz, że za nasze pieniądze z podatków będziesz sobie spokojnie żył? Że tak po prostu dostaniesz rentę, bo jesteś pijakiem? śmierdzącym, cuchnącym. Że wystarczy zgłosić sie do poradni i już?..." I piętnaście minut upłynęło przepisanej terapii.
     Myślę - jakże łatwo ludziom zdrowym, pracującym,  tzw. na poziome, pozbawiać godności, odzierać z poczucia tej odrobiny wartości, jaka w takich jeszcze się gdzieś tli. A zawsze chodzi o przeznaczenie podatków.A może to forma załatwiania własnych frustracji, bo ten przed nim jest słabszy i raczej bezradny, więc można bezkarnie swoją złość wylać?
     Heniek pracował dwadzieścia siedem lat, jako bibliotekarz i nauczyciel. Zbierał nagrody, miewał spore sukcesy w pracy z młodzieżą, zresztą niepełnosprawną . 
     Teraz sam jest niepełnosprawny, zapuszczony i chciałby umrzeć. Ale alkohol pozbawił go umiejętności podejmowania takich decyzji. Pozostał w nim tylko instynkt zwierzęcy,  nieomal, przetrwania jeszcze jednego dnia, zrobienia jeszcze jednego kroku. Sąsiedzi pomagają, bo pan Heniek kiedyś też im pomagał, a i teraz, jak trzeba to pomoże. "Pani to dobry człowiek, ale wódka go zniszczyła" - usłyszałam.
A ja jeszcze myślę, co stało się z jego podatkami, składkami, które przez wiele lat płacił, że i sędzia i lekarz (wiedzą o pracy z dokumentów) tak wypominają swoje. Oby  nigdy nikt im nie wypomniał , że idą na nich jego podatki.
     Jestem zusowską emerytką i też czytam na forach internetowych niewybredne teksty  na ten temat. Boli.

czwartek, 20 lutego 2014

Są takie dni...

     Ostatnio nic mi sie nie udaje. Niczego nie mogę doprowadzić do końca. Komputer odmawia posłuszeństwa. Odmawia mi prawa do logowania, twierdząc, że hasło nieprawidłowe. A przecież jeszcze kilka dni temu było poprawne!
     Myśli się kołtunią i czarnowidztwo wypływa na powierzchnię. Tracę poczucie, że życie jest czegoś warte. Sprawy, łatwe do załatwienia tydzień temu, dzisiaj są nie do ogarnięcia. Robotkę prułam już trzy razy... a ile jeszcze będę zaczynać od nowa?
     Lista problemów do załatwienia leży na biurku trzeci tydzień i każdego dnia odkładam na jutro. 
     W ludziach widzę samych wrogów, a przecież to nieprawda. Zamykam się w domu i nie wychodzę
     Kiedy wyjdzie słońce? Kiedy uda mi się wreszcie wyczołgać z tej jaskini ciemności?
     Jakiś facet przed sklepem podchodzi do mnie i prosi o dwa złote, bo mu na chleb brakuje. Tracę panowanie nad sobą. Wypluwam z siebie jadowicie:" Ja za dwa złote muszę wstać, umyć się, ubrać i iść na określoną godzinę do pracy. Chociaż leje, choćby było ślisko albo mroźno! A ty mi tu chcesz za darmo?... "Facet znika, a ja jeszcze długo jazgoczę. Wylewam całą swoją frustrację!

O mój ty umyśle, moje wy emocje! Uciszcie się proszę! Rozumie  mój! Wracaj na normalne tory!

wtorek, 18 lutego 2014

Babcine obserwacje - Marcinek

     Marcinek ma już jedenaście miesięcy. Jest duży. Długie blond włoski, zawijające się na czubku głowy, niebieskie oczy, wielkie jak pięciozłotówki, okolone długimi gęstymi rzęsami i usta ... Właśnie mimika ust u tego malca jest fascynująca. A to dolna warga przykrywa górną, a to górna-dolną. Usta w ciup - taki dziobek - a to rozszerzają się w uśmiechu i wtedy widać cztery ząbki- dwa u góry i dwa na dole. Na widok pojazdu - bez względu na rodzaj, markę z tych ust wydobywa się przeciągłe bruuuuuuum! bruuuum! i oczywiście kropelki śliny. Słodziaczek na niego wszyscy mówią.
    Marcinek dostał pod choinkę traktorek, wystarczająco duży, by go na nim wozić. Ale ten pojazd okazał się doskonały jako chodzik. Maluszek ustawia - metodą prób i błędów - pojazd w poprzek. Cwaniak - wie, że kółka nie uciekną mu za szybko do przodu! Staje obok, jedna ręka na kierownicy, druga na oparciu siedzonka i zaczyna popychać do przodu, krocząc dumnie za popychanym pojazdem. Chód ma trochę taki jak kaczka na piasku- kołyszący. Maszeruje przemierzając pokoje korytarz i do kuchni. Wszystkie skręty i zakręty wyrabia. Czasami tylko ma kolizję z framugą, fotelem lub kanapą, czasami zawadzi o brzeg dywanu. Ale nie rozpacza. Metodą podszarpywania do góry, bądź w prawo, w lewo wyprowadza swój pojazdo-chodzik na prostą i dojeżdża tam gdzie chce. Bez płaczu bezradnośći, a już o złości to nie ma mowy. Marcin się nie złości i nigdy nie jest bezradny. Gaworzy w różnej tonacji, uśmiecha się, przewracając tymi wielkimi oczętami. 
    Chciałabym to wszystko jakoś utrwalić- skądś się w końcu wzięło przezwisko Słodziaczek, i jak dodaje mama dla rymu, Robaczek. Ale żadna fotografia, żaden filmik tego nie odda. A szkoda.
Lubi jeść- dwanaście kilogramów nazbierał sobie. Daję mu zupkę. Drobinki jedzenia czasami mu wypadają z ust, zatrzymują się na brodzie. Wnusio tego nie zmarnuje Górną wargą i językiem zagarnia skrzętnie do buzi. Jeśli wypadnie dalej no to od czego są paluszki. Powoli zbiera kawalątka- niektóre się pod paluszkami rozgniotą, inne uda się złapać i na pewno trafią do buzi.
Zjada swoją porcję , siedzi spokojnie, przyglądając  się innym jedzącym. Bardzo uważnie! Wie, że i po jedzeniu może mu coś skapnąć. 
    Wczoraj go tak nakarmiłam i sama zaczęłam jeść. Marcin dość długo śledził wędrówkę widelca, a ponieważ siedział u mnie na kolanach, to jego główka przekrzywiała się  w czasie śledzenia . W pewnym momencie jego rączka błyskawicznie wystrzeliła w kierunku talerza, zanurzyła się w ziemniaczkach i między paluszkami wydostały się rozmemłane ziemniaczki. Rączka najpierw powędrowała do jego buzi, by po na myśle skierować się ku mojej. Nie był głodny, więc chciał mi oddać to co mu się udało zgarnąć z talerza. Upewnił się tylko, że już nie jest głodny, bo obserwacja , jak jedzą inni  to jeszcze nie jest pewność, że samemu się jest najedzonym.
    Ta krótka scenka z moim przecudownym wnusiem kolejny raz uświadomiła mi, że to samo jest z dorosłymi, tylko w bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Człowiek rzadko zadowala się tym, co ma i za często zagląda na cudze podwórko, za często myśli, jakby tu sobie jeszcze coś uszczknąć. 

Myślę, ale chyba

     Myślę, ale czy to oznacza, że jestem? W moim przypadku jakoś to "jestem" wydaje się nierealne, bo ciągle przebywam w przeszłości i nie mogę się od niej uwolnić. Wspomnienia, miast mnie uspokajać, powodują narastający żal. A raczej powodowały.
     Z Elką razem przeszłyśmy na emeryturę. Ona nie za bardzo mogła się odnaleźć w stanie spoczynku. Ja odwrotnie - szybko spodobało mi się błogie umysłowe lenistwo. Ona narzekała, że jej brakuje dyscypliny, a ja się cieszyłam, że nic już nie muszę. Rzuciłam się  na książki, które od lat czekały na przeczytanie... No cóż, okazały się nie tak interesujące, jak myślałam, kupując  kolejne tytuły. Ba, okazały się banalne, absolutnie nudne w obliczu  mojego zapotrzebowania na treści, wiedzy o życiu, o człowieku
     Zaprzyjaźniłam się z robótkami ręcznymi! Miałam frajdę z szydełkowania, wyszywania. Miałam, póki nie zobaczyłam prac Elki!!!! Zwątpiłam w swoje zdolności robótkowe.
     Ela? Wysoka, szczupła, zgrabna matematyczka, wysoce zorganizowana, na pozór oschła i zimna. Wobec siebie niezwykle krytyczna i chyba przez to wymagająca. - przede wszystkim od siebie. Uparta. Nie odpuści, póki nie dopnie celu. Ona ciągle się uczy czegoś nowego! A przecież nie obce jej kłopoty i zmartwienia. Ale,  właśnie, ona utworzyła kilka płaszczyzn, którymi kroczą jej myśli - równolegle, miarowo, całkowicie pogodzone z sobą.Pozwala jej to i realizować swoje pragnienia i poświęcać się opiece nad wnukami, wspierać rodzinę i pomagać innym. A ja poddaję się jednej myśli i to ona opanowuje całą moją przestrzeń. I stąd mój bezwład.
     Ela, w rozmowie pesymistka, w czynach optymistka. Każda rozmowa z nią to bodziec  do działania, realizowania nowych projektów. To apetyt na życie.  Niestety, dla mnie sporadyczne rozmowy to za mało, by mnie zmobilizować.Szybko mnie opuszczają chęci, a szczególnie gdy zetknę się z problemem. Gdybyż ona mieszkała za ścianą!!!!
     Tym razem będzie inaczej! Już od dziś zacznę myśleć tylko o przyszłości. Nie od jutra, które nigdy nie staje się, ale od dziś. Choćby po kawałku, drobnymi kroczkami wybiegać będę do przodu. I pewnego dnia wspomnienia zawiążę elegancką wstążeczką, odstawię na półkę i będę je przeglądać tylko w czasie szczególnych okazji. A dziś uczę się robić "skrzydło ptaka"! A jak znam siebie to oczywiście nie wyjdzie mi, bo czegoś nie umiem albo nie pamiętam z instruktażu Elki!!! No to do niej pójdę!
     Przeszłości nie da się przywrócić. A jeśli żyjemy przeszłością to tak jakbyśmy wcale nie żyli. I taka refleksja ogarnia mnie, gdy wracam od Eli. Postanowiłam to zmienić...
     Ale skąd u Mojej koleżanki pęd do uczenia się ciągle czegoś nowego? Skąd odwaga, żeby zacząć? No tak! Ona mówi, że muszę to i muszę tamto i muszę spróbować jeszcze tego. Może to słowo muszę nie jest do końca takie złe?

sobota, 1 lutego 2014

Rozmowa o sobie ze sobą

Korzyść z rozmowy z drugim człowiekiem  zawsze należy doceniać. I nie unikać rozmów o sobie.
Rzadko mam okazję rozmawiać o sobie, swoich przemyśleniach, odczuciach, czy też samopoczuciu, ale są takie chwile, gdy wreszcie ktoś cię zapyta: I jak się czujesz? Zazwyczaj odpowiedź brzmi: dobrze. A przecież nie zawsze tak jest.
Właśnie kończę sześćdziesiąt lat. Życie przeminęło mi zbyt szybko. Tak sądzę. Wyciekło między palcami. Zdarzenia i te ciekawe, i te okropne, minęły i nic nie wróci. Często mi żal młodości i tego, czego nie udało  się zrealizować. Czasami ból jest tak przejmujący, że pojawiają się myśli samobójcze. Dlaczego życie tak szybko przeminęło? Nie dało czasu nad pełną realizację? Na korektę błędów i naprawę błędnych decyzji?
W takim nastroju mijają mi kolejne dni- równie nieefektywne i zaś budzące żałość. Ubolewam nad sobą i tkwię w tej boleści. Spirala żalu rośnie z każdym dniem. I co z tego, że obiecuję sobie, iż od jutra zacznę myśleć inaczej? Jutro przychodzi i jest tak samo, jak dziś.
Myślę. Muszę z kimś pogadać. Ale z kim? Kto ma ochotę słuchać kolejnych zwierzeń o bezradności wobec choroby, o poczuciu krzywdy. Odkładam telefon. Nikt nie chce słuchać a tym bardziej rozmawiać o czymś, co i tak się nie zmieni?
A jednak. Zdobyłam się na odwagę.Wychodzę na tzw. plotki. Wreszcie  rozmawiam z kimś i słucham kogoś. Rzeczywistość jest jednako okropna dla każdego. Każdy ma swoje niezrealizowane plany, źle poprowadzone sprawy i każdy chciałby cofnąć się do momentu podejmowania fatalnej decyzji.
A ja myślałam, że to tylko mnie trafiały się niewłaściwe decyzje!!! A lekarstwo? Pomyśl, być może , że wtedy tylko taką decyzję można było podjąć, a  obecna słuszna decyzja mogłaby zaowocować wielkimi komplikacjami. Żal tego, co było  piękne, cudowne szczęśliwe? Żal, że przeminęło? Pomyśl, co było brzydkie, okropne niewłaściwe! Też działo się w tym czasie. Zaraz ci przejdzie żal  za szczęściem. Oczywiście. Bo świadomość szczęśliwości zawsze jest w opozycji do nieszczęśliwości. Radość i smutek, miłość i nienawiść, apatia i euforia to przecież opozycje i jedno bez drugiego nie istnieje. W ten sposób panuje równowaga. A więc nie ma co żałować przeszłości i nie warto rozpamiętywać.
Ale to przecież ja tak zawsze mówiłam!
Właśnie, sama to mówiłaś, a ja ci tylko powtarzam.
No tak. Innym to łatwo jest doradzić. A sobie samemu? I tu pozostaje zawołać: a dlaczego ja?
W rozmoweie z kimś życzliwym nie tylko poprawiamy sobie samopoczucie, ale przede wszystkim przepowiadając głośno rzeczywiste czy urojone problemy własne, możemy nabrać pewnego do nich dystansu.