piątek, 15 maja 2015

Życie, życie

Życie na długość papierosa. 
    Wychodzę na plac parkingowy na papierosa. Za mną jeden z uczestników. Niski,  korpulentny, lekko przygarbiony. Siwy dwudniowy zarost łączy się z wianuszkiem równie siwych włosów, przyciętych na jeżyka. Wyblakłe oczy patrzą na świat ze smutkiem. Inicjuje rozmowę, ale nie jest to początek, chociaż widzimy się drugi raz. To  kontynuacja monologu, toczonego od dawna. Jestem tylko jakby przypadkowym świadkiem, ot jedna z przechodzących obok osób.
    "To nie jest tak, jak się tu wydaje... Ona nie jest dobra, To sekutnica...,  pani wie co to znaczy?... to prawdziwa sekutnica ( powtarza to słowo, napawając się jego brzmieniem) jak przyszłem, to u niej się wszystko waliło, szopki, chlewik, wszystko... w domu też nie było najlepiej...pomału naprawiałem drzwi, okna, malowałem i tynkowałem.. teraz już prawie koniec.Ja pracowałem jako kierowca i sam wybudowałem swój dom, latami budowałem.. mieszkałem z synem, bo żona to była taka latawica, bileterka w kinie, a jakby gwiazda jakaś, rozrywkowa i gdzieś sobie poszła...a potem przepisałem na syna...kiedy tylko dostał papier od notariusza, że to jego, zadzwonił do mnie i powiedział, że deska może mi spaść na łeb... dom jest jego i nic mi tam szukać... nie mam się co pokazywać, bo dom jest tylko jego. Notariusz nie powiedział mi o dożywociu... przyszłem do niej... a teraz ona mi mówi tak po prostu wypier.... rozumie pani?..ja nie wiem, co zrobić, bo nie mam się gdzie podziać... jest dobra tylko, gdy potrzebuje , żebym ją podwiózł samochodem. Ona codziennie pisze wieczorem wiersz...leży na łóżku i pisze, a telewizor ściszony za nią gada, bo jej sie wtedy dobrze pisze, a rano poprawia... innym zazdrości wszystkiego, a mówi, że nie zazdrości.Jestem chory i muszę sobie robić zastrzyki i ją to wnerwia..."
    Nie przerywam tego monologu, swoistego rozrachunku. Może ulewając tej żółci inaczej spojrzy na jutrzejszy dzień? Przerywa nam kobieta prośbą o pomoc z wyjazdem z parkingu. To dobrze. Historię o przepisanym domu, o wyrzuceniu starego rodzica skądś znam. Słyszałam taką skargę. Skargę matki na córkę. Też jej przepisała mieszkanie w bloku. Wkrótce znalazła się w składziku i też nie jest pewna, czy sie tam zatrzyma...
    Jagna, postać z "Chłopów" , co to na zimę szła w świat, na żebry, by nie zawadzać w izbie, nie objadać za darmo, bo zimą nijakiej roboty nie ma w chałupie. Wracała na wiosnę i wtedy nie czuła się darmozjadem. Pilnowała chałupy, dziecisków,  gotowała... Na swoje utrzymanie zapracowywała.

niedziela, 10 maja 2015

Moje odczuwanie

     Wszechobecna śmierć, o której kiedyś nie wiedziałam, a może nie umiałam jej nazwać tym imieniem. Mąż, siostra, brat, a wcześniej rodzice przyspieszyli, odeszli.I nie to, iż nie wiedziałam, że odchodzą. Byłam z nimi. A kiedy już odeszli poczułam się oszukana, zdradzona i porzucona, jak zbędny balast.  Zostałam z tyłu i nie wiem, czy ich jeszcze dogonię.
     Czasami widzę się na granicy: z jednej strony zmarli a z drugiej ci żyjący. Zazdroszczę i jednym i drugim. Jednym świętego spokoju, a drugim aktywności i dalekosiężnych planów. Trwam zawieszona miedzy niebem i ziemią - bez planów, bez chęci do jakichkolwiek kroków, działania, żyjąc dniem dzisiejszym, chwilą, która jest praktycznie martwa.
     Czasami udziela mi się cudza radość z faktu życia i możności robienia różnych rzeczy. I budzi się we mnie wola działania. Niestety. Trwa to krótko, do momentu, gdy okaże się, że "do tanga trzeba dwojga", gdy potrzebna jest druga para rąk, nóg i druga głowa. Oczywiście, mogę skorzystać z pomocy obcych rąk, głowy. Nie jest to jednak to samo, co dawali mi dawniej bliscy.
Wracam do stanu biernego bycia. Czy to już tak na zawsze?