wtorek, 17 stycznia 2012

Dwa oblicza

  Rzeczywistość jest problematyczna. Jeśli się rozmawia z ludźmi, słyszy się narzekania, kwękania  i permanentne nuty niezadowolenia z życia. I to bez względu na status rozmówcy. Zawsze jest za mało, niedostatecznie i nie tyle ile potrzeba.
  Pracodawca, właściciel zakładu, sklepu i tudzież innych kur znoszących jaja, uważa,że pracownicy pracują za mało, za krótko, za słabo, za wolno. Że są nielojalni, leniwi, że czyhają tylko na okazję, by okraść. Nigdy nie mają odpowiednich kwalifikacji, nie chcą się uczyć. Nie dbają o miejsce pracy i nic nie robią poza podstawowymi obowiązkami. Ciągle chcą podwyżek. A tu przecież kryzys, wszystkim ciężko, trudno o klientów, o rynek zbytu, o zlecenia.I właścicielowi przybywa siwych włosów na głowie, gdy tak odpoczywając na Kanarach, analizuje swoją sytuację finansową.
  Pracownik zaś narzeka na niską płacę, na wymagania, na niewolnicze wręcz warunki pracy. Nie starcza mu na rachunki albo na życie. Nie odkłada na czarną godzinę. Nie marzy o urlopach i wakacjach, bo je spędza na dorabianiu na czarno. Zbiera truskawki, haruje na budowie i na zmywaku. I też siwieje od ciągłego przeliczania.
  I tak się miotają wszyscy. Narzekają.
  Życie ucieka. W tym pociągu nie ma zbyt wielu stacji. Opuścić go się też nie da. Tylko śmieć wyrwie nas z niego.

wtorek, 10 stycznia 2012

Mój wstyd

  Nie zdałam egzaminu na prawko! to okropne uczucie! W całym moim życiu niewiele razy ponosiłam klęskę i nie jestem, chyba, przyzwyczajona, bo czuję się zupełnie bezwartościowa. Prawie kaleka. Jak więc mogli sie czuć ci, których uczyłam i ponosili kolejne klęski w dyktandach, klasówkach, sprawdzianach? Okropnie, chociaż nie zawsze to po sobie pokazywali.
  Człowiek chyba naprawdę nie jest stworzony do klęski. Walczy o sukces i jeśli mu sie nie udaje, traci poczucie własnej wartości. Co wtedy robi? Ja mam ochotę rzucić to wszystko, by nie czuć tego wstydu. Inni zdają, a ja nie!!!! Fakt. Tych innych jest bardzo mało a takich jak ja, mnóstwo. Podziwiam ich, bo natychmiast się podnoszą i zaczynają od nowa. Ja leżę długo, rozpamiętuję klęskę  i liżę rany. Potrzebne mi jest wtedy wsparcie i podkreślenie, że to jeszcze nie koniec świata, że dam radę,że to był tylko pech.Chwilowa niedyspozycja, moment nieuwagi.
  Czas mija. Klęska wyjątkowo długo się goi. Odwaga, by stawić temu czoła odradza się bardzo powoli. Najgorszy moment to przystąpić kolejny raz. Dojść na miejsce klęski i podjąć następną próbę. Nienawidzę miejsc moich klęsk, a jest ich sporo. Drobnych i większych niepowodzeń. Społecznych i indywidualnych porażek. Wiem, że nikt nie jest doskonały. Wiem,że życie jest zbyt krótkie, by się nad nimi zatrzymywać. A jednak!
  Człowiek powinien dążyć do doskonałości. Zwalczać wady, szlifować talenty. We współczesnym świecie ta doskonałość  i dążenie do ideału skupia się na podkreślaniu urody i robieniu pieniędzy: idea piękna i idea bogactwa. Nawet już nie chodzi o zdobywanie wiedzy, ale papierków potwierdzających kolejne stopnie . Jeśli teraz zapytamy kogoś: co umiesz?, odpowiada, że ma papier na to, i to, i to. Ale co umiesz? I tu totalna konsternacja. "Chyba coś umiem, bo mam na to kwit". To bardzo powierzchowna wiedza. I dlatego niewielu ekspedientów, urzędników, pracowników jest kompetentnych, fachowych. Niewielu pogłębia swoją wiedzę. Raczej sięga się po inne dziedziny, bo może się to przydać, gdy się zmieni zawód. Trudno we współczesnym świecie o stabilizację zawodową, o bycie kimś raz na zawsze. Czy to jest dobrze? Trochę to pachnie powierzchownym  renesansem. Mieć minimalną orientację w temacie. I to wystarcza. Szkoda, że nie zawsze.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Oblicza

  "To był dobry człowiek. Mówili na niego Pan Kazio. Moi bracia i jego kumple z klasy"- Smurcząc w chusteczkę mówiła zdławionym głosem nieznajoma. Kobieta, starsza, około sześćdziesiątki, schludnie ubrana, stała opierając się o krzyż. Nie znam jej, ale ona zachowywała się, jakbym powinna ją znać.
  "Ja tu pochowałam męża w marcu. Przychodzę często do niego na skargę. Wie pani? Przed śmiercią przepisał nasze mieszkanie na dzieci. Bo przecież trzeba jakoś zabezpieczyć je, prawda? A teraz to ja napotykam tylko kłódki i zamknięte drzwi. I nie wiem, czy mogę wyjść z pokoju...I pytam go, czy wyobrażał sobie, co może mnie spotkać, gdy zapisywał?Mam żal do niego....A pan Kazio to uczył ich w osiemdziesiątym roku. I oni przyjechali na jego pogrzeb. I ja nie wiem, jak mam żyć. Już pięć lat leczę się na raka! Może też niedługo...? Niech pani nie rozpacza! To był dobry człowiek. Wszyscy tak mówią" - Kobieta wytarła chusteczką oczy i nos. Wyraźnie się uspokoiła. Nic nie mówiłam, bo co ona może wiedzieć o mojej rozpaczy? Tyle samo, co ja o jej. Ale pozwoliłam się jej wyżalić, przepowiedzieć ból i strach,  wyciszyć się.Jeszcze stała, snując opowieść swojego życia z ostatnich miesięcy. Ale to nie była historia dla mnie. To do swojego męża ją kierowała. Słuchałam milcząc i czułam się niczym medium. W końcu sobie poszła, a ja wróciłam do swoich myśli. To dobrze, że w pamięci ludzkiej  trwa jako dobry człowiek.
  W mojej miejscowości są eleganckie chodniki, szerokie równe, polbrukowe. A ona , w tej starej kapocie z laską szła środkiem drogi. Samochód zwolnił, zjechał prawie na chodnik, ale i tak nie dało się jej ominąć. Trzeba było czekać, aż zejdzie z drogi. Stara, pomarszczona, z wrogością w oczach, szła wolniutko środkiem. Dawno przekroczyła dziewięćdziesiątkę. Pochowała swoje dzieci, doczekała się prawnuków. Ale jest zupełnie samiuteńka. Rodzina, jeśli wpadnie, to na kilka minut. Ze wszystkimi skłócona. Z sąsiadami też. Żyje, z pretensjami do wszystkich i o wszystko. Ludzie unikają spotkania z nią, bo nigdy nie kończą się one dobrze.Być może ona sama siebie nie cierpi?
  Jaki to rodzaj sprawiedliwości? Dobry człowiek odchodzi, a złego życie trzyma i trzyma...Stałam na skrzyżowaniu i słuchałam, jak rośnie we mnie złość, bulgocze, kipi. Chciałam obiektu do wylania tej kipieli. Nie znalazłam.