poniedziałek, 2 stycznia 2012

Oblicza

  "To był dobry człowiek. Mówili na niego Pan Kazio. Moi bracia i jego kumple z klasy"- Smurcząc w chusteczkę mówiła zdławionym głosem nieznajoma. Kobieta, starsza, około sześćdziesiątki, schludnie ubrana, stała opierając się o krzyż. Nie znam jej, ale ona zachowywała się, jakbym powinna ją znać.
  "Ja tu pochowałam męża w marcu. Przychodzę często do niego na skargę. Wie pani? Przed śmiercią przepisał nasze mieszkanie na dzieci. Bo przecież trzeba jakoś zabezpieczyć je, prawda? A teraz to ja napotykam tylko kłódki i zamknięte drzwi. I nie wiem, czy mogę wyjść z pokoju...I pytam go, czy wyobrażał sobie, co może mnie spotkać, gdy zapisywał?Mam żal do niego....A pan Kazio to uczył ich w osiemdziesiątym roku. I oni przyjechali na jego pogrzeb. I ja nie wiem, jak mam żyć. Już pięć lat leczę się na raka! Może też niedługo...? Niech pani nie rozpacza! To był dobry człowiek. Wszyscy tak mówią" - Kobieta wytarła chusteczką oczy i nos. Wyraźnie się uspokoiła. Nic nie mówiłam, bo co ona może wiedzieć o mojej rozpaczy? Tyle samo, co ja o jej. Ale pozwoliłam się jej wyżalić, przepowiedzieć ból i strach,  wyciszyć się.Jeszcze stała, snując opowieść swojego życia z ostatnich miesięcy. Ale to nie była historia dla mnie. To do swojego męża ją kierowała. Słuchałam milcząc i czułam się niczym medium. W końcu sobie poszła, a ja wróciłam do swoich myśli. To dobrze, że w pamięci ludzkiej  trwa jako dobry człowiek.
  W mojej miejscowości są eleganckie chodniki, szerokie równe, polbrukowe. A ona , w tej starej kapocie z laską szła środkiem drogi. Samochód zwolnił, zjechał prawie na chodnik, ale i tak nie dało się jej ominąć. Trzeba było czekać, aż zejdzie z drogi. Stara, pomarszczona, z wrogością w oczach, szła wolniutko środkiem. Dawno przekroczyła dziewięćdziesiątkę. Pochowała swoje dzieci, doczekała się prawnuków. Ale jest zupełnie samiuteńka. Rodzina, jeśli wpadnie, to na kilka minut. Ze wszystkimi skłócona. Z sąsiadami też. Żyje, z pretensjami do wszystkich i o wszystko. Ludzie unikają spotkania z nią, bo nigdy nie kończą się one dobrze.Być może ona sama siebie nie cierpi?
  Jaki to rodzaj sprawiedliwości? Dobry człowiek odchodzi, a złego życie trzyma i trzyma...Stałam na skrzyżowaniu i słuchałam, jak rośnie we mnie złość, bulgocze, kipi. Chciałam obiektu do wylania tej kipieli. Nie znalazłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz