czwartek, 29 grudnia 2011

To jeszcze nie koniec

Śmierć kończy cierpienie i ból, ale nie kończy kłopotów. Śmieć najbliższego członka rodziny budzi pokłady niewyobrażalnej rozpaczy. Pustkę nieobecności zapełniamy łzami i poczuciem winy. Ale to nie wszystko. Śmierć przysparza rodzinie, i nie tylko, mnóstwo kłopotów formalno-prawnych, nie mówiąc o materialnych.
Sąsiad nie może rozpocząć remontu swojego domu, bo prawny właściciel sąsiadującej posesji nie żyje, i... być może nie chciałby, żeby coś się działo za płotem. Żona nie może nic zrobić, bo mimo testamentu, formalnie nie jest właścicielem, póki sąd tego nie uzna, czyli nie uprawomocni w obliczu prawa tego, o czym zmarły dawno zdecydował. Z drugiej strony, należności od zmarłego z tytułu życia trzeba odprowadzać do instytucji, póki nie wystosuje sie odpowiednich pism z dołączonymi aktami zgonu. I tak: gmina obywatela wymeldowała z swojego rejestru na podstawie pism od wyższych instancji. Ale podległe gminie jednostki domagają się udowodnienia, że tenże obywatel nie żyje. I zaś należy pisać, dołączać kopie aktu zgonu... To jest po prostu horror. Zmarły towarzyszy mi w wędrówce po kolejnych instytucjach. Zmarły, skądinąd lubiany za życia przez sąsiadów, po śmierci zaczyna być znienawidzony. To jest chore. Za dużo praw, które niby mają chronić... nie wiem kogo, a stają się przeszkodą nie do pokonania.Żal z powodu przedwczesnej śmierci powoli przeradza się w irytację na zmarłego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz