niedziela, 4 kwietnia 2021

Egzystencja

     Na emeryturze czas płynie inaczej. Mniej rygorów, więcej wyborów. Tylko że to są wybory prawie bezsensowne, bo tylko odnoszą się do jednej osoby. Wydaje się, że mogę robić wszystko, co sprawia mi przyjemność. I to prawda. Żyję tylko dla przyjemności, wyrywając czasami chwilę dla wnuków - prawda, że póki są małe, to te chwile rozciągają się na całe dnie. A kiedy zaczynają być w wieku przedszkolnym, szkolnym, są coraz krótsze. Wreszcie przychodzi dzień, że tylko sporadycznie jestem potrzebna. Czas  dla realizacji własnych zachcianek, niebotycznie się rozciąga. Wtedy jest fajnie. Robię, co chcę i kiedy chcę. Wydaje się, że już nic do szczęścia  nie brakuje. Chyba, że pojawią się choroby. Ale to już inna bajka. Jeśli się jest zdrowym i mobilnym, można planować i realizować natychmiast.Tak było.

     Atak pandemii, zagrożenia dla wielu, a w związku z tym   ograniczenia w poruszaniu się jest w porządku. Można uzupełnić lektury, dokończyć robótki, przejrzeć domowe szpargały, szafy i kufry. Jednakże przychodzi czas, gdy zaczyna brakować towarzystwa. Co z tego, że mogę wsiąść do samochodu i jechać przed siebie. To jest również jakaś frajda. Ale jak długo można jeździć przed siebie? Okazuje się, że w tym aucie też jestem sama. W lesie - sama. Nad jeziorem - sama. W parku - sama. Owszem, gdzieś daleko przesuwają się pojedynczo ludzie - też sami. W maseczkach, podejrzliwie mierzący dystans, odległość, .. Toteż i te wyjazdy stały się nudne. Pewnego razu nie chciało się już jechać, bo co to za różnica siedzieć na sofie, czy w samochodowym fotelu?

     Na początku były jeszcze telefony - nawet kilka dziennie, potem coraz rzadziej, rzadziej. Teraz są już tylko zdawkowe sms-y. Też coraz rzadziej. nic wszak się nie dzieje. Wręcz milczący telefon to znak, że wszystko w porządku, nie ma choroby i nic się nie dzieje. Czasami filmiki wesołe, smutne .

     Telefoniczne ożywienie nastąpiło w okresie zapisów na szczepienie. Pytania, informacje, plotki i zwyczajne głupoty na temat skutków przyjęcia szczepionki. I znowu cisza.  Kolejne ożywienie , gdy otrzymało się termin i lokalizację zabiegu zaszczepienia. I tu też trwała wymiana informacji o możliwych skutkach ubocznych, o przypadkach nietolerancji. A potem cisza, która została przerwana w dniu zaszczepienia. Dzielenie się odczuciami, sprawdzanie symptomów i informowanie o samopoczuciu. I tu telefon odzywał się przez kolejne trzy dni i umilkł, bo wszystko zostało powiedziane.

     I co to za życie? Mam sześćdziesiąt siedem lat. Czuję się coraz bardziej wyobcowana i opuszczona. Mogę jechać teoretycznie wszędzie. Jadę do syna - zajęty pracą od świtu do nocy. Czasem nie wie, jak się nazywa. Czy musi tak ciężko pracować - chyba tak, zważywszy na rosnące rachunki, ceny, opłaty i rosnące wraz z dziećmi potrzeby. Co prawda, rząd trochę wspiera - by zaraz zabrać z nawiązką.Tak, tak. Syn ze strachem słucha o coraz to innych wsparciach dla firm - wie, że wkrótce  zostanie to zabrane. Złotówka słabnie, bo drukowanie pieniędzy nigdy nie przyczyniało się do dobrobytu.  A wnuki? Uczą się zdalnie i też nie mogą rozmawiać, a ja jestem przerażona ich szczątkowymi wiadomościami -  wiadomościami nieutrwalonymi, niesprawdzonymi. Próbne egzaminy dla ósmoklasistów  mojemu wnukowi poszły nadspodziewanie dobrze. Tylko czy powinnam się z tego cieszyć, jeśli były to dość ograniczone treści? A może lepiej, żeby Michał uczył się praktycznie mechaniki u ojca? O studiach? - przy takich wiadomościach raczej zapomnij! A poza tym i studenci jacyś tacy niedouczeni.

     I tak żyję martwiąc się czymś, na co nie mam wpływu. Ale jeśli przestanę myśleć o tych sprawach, to zostaje mi poczucie zbędności własnego życia. Jego przemijania. Nachodzą mnie myśli podsumowujące życie. I że tyle spraw nie zdążyłam rozwiązać, tyle rzeczy nie zdążyłam zrobić, o tylu sprawach zapomniałam, z tak wielu marzeń zrezygnowałam. A teraz marzenia są nieosiągalne,  są za wysoko, za daleko i zbyt późno, by je zrealizować, dokończyć sprawy zapuszczone, zaniechane. To już ponad moje siły i nikomu nie przydadzą się.

     To nie są dobre myśli. Jeśli jednak zalęgną się w głowie, to nie można przestać je tłoczyć. Ileż wysiłku trzeba włożyć, czasami kilka  dni musi upłynąć, by je odegnać. By przywrócić sens bytowaniu.

      Tak. Egzystencja moja to trud znoszenia zbędności. Trud,  z którym zmagam się każdego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz