sobota, 4 października 2014

Spacer z Marcinkiem

     Spacer do lasu z Marcinkiem to codzienny rytuał. Najpierw szukamuy robaczków które półtoraroczny wnusio obserwuje bardzo uważnie. Najpierw przygląda się im z dala, by stopniowo się przybliżyć.
przechyla głowę , by obejrzeć je z boku, posuwa się i wreszcie ma je z tyłu o spoziera na nie między nogami. I wtedy , w zależności od tego, jak robaczek się zachowuje - albo jest wkopany w piasek, albo rozdeptany. Z tym rozdeptaniem to różnie bywa, bo trafić półtoraroczną nóżką we właściwe miejsce to naprawdę trzeba się natrudzić. W międzyczasie każdy robaczek może zniknąć.I wtedy jest zdziwienie_ "baba?" rozłożenie rączek w geście rozczarowania.
     Idziemy dalej. Na poboczu trawa jest większa od Marcina, więc raczej jej unika, tym bardziej, że potrafi załaskotać w nosek. Na rozstaju polnej i leśnej dróżki, Marcinek zdecydowanie skręca w polną i podnosząc niebieskie oczęta na mnie, stwierdza- "mniam mniam" .Tak, przy tej dróżce na skraju pola i lasu rosną jeżyny. A wnusio lubi jeść. Zjada garść jeżyn, potem drugą i wreszcie możemy iść dalej. I to jest nasz rytuał- jeżyny się już skończyły, ale Marcin ciągle skręca w tę dróżkę z głośnym - "Baba, mniam, mniam".
     Lubię te spacery z wnukiem, rozmowy z nim, niespodziewane postoje przy kretowisku, patyczku, gonitwy za listkami. Fascynacje przyrodą, oglądanie jej z pozycji Marcinka to nie tylko powrót do dalekiego dzieciństwa, to są chwile beztroskie, zawieszone poza czasem i chyba nawet, przestrzenią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz